Dzielenie się radością to pomnażanie jej.
Dlatego zamieszczam tu moje zdjęcia, prawdziwe i jedyne w swoim rodzaju, choć pewnie tylko jedno na tysiąc warte jest publikacji..ale mimo to są to moje najcenniejsze obrazy świata...
Ja też lubię. Wszystko mija, nie ma od tego odwrotu. "Przemijanie ma sens", jak to pięknie opisała Malgosia http://poetroses.wordpress.com/2013/05/09/ma-sens/
Sporo masz racji, Urdenie. Ale o ile to starsze wielu ludzi nazywało kiedyś swoim domem, czuło się w nim dobrze, bezpiecznie, tęskniło za nim, to na słynny pałac niejeden nie może patrzeć;)
Oglądanie starych, zaniedbanych kamienic, popadających w ruinę, wywołuje u mnie refleksję o przemijaniu, ale też o niegospodarskiej opiece i powikłaniach w finansowaniu użytkowania.
Tak, Krzysiu, podobne refleksje mnie też przychodzą do głowy, gdy patrzę na podobne ruiny. Lata zaniedbań, brak należytej konserwacji, a często lekceważenie jej, bo to przecież "państwowe", czyli niczyje. Jest powiedzenie: "Pańskie oko konia tuczy" i sprawdza się ono w 100%!
Tak czy siak szczerze powiem, że przez ostatnie lata Warszawa wyładniała. Chyba jest mniej krzykliwych reklam wielkopowierzchniowych, dużo więcej zieleni - to w porównaniu do obrazów zatrzymanych kiedyś w pamięci. No i oznaki kryzysu: sporo ogłoszeń typu sprzedam lokal, do wynajęcia, etc.
Mimo kryzysu i tak się podobno najlepiej żyje w Warszawie. Wg jakichś badań okazało się, że najlepsze możliwości mają mieszkancy Warszawy, ale z drugiej strony - to tylko statystyki, a statystyki nie oddają prawdziwego obrazu.
Więcej "plastykowych" budynków, coraz mniej przestrzeni i zdecydowanie mniej zieleni. Reklam jest za to coraz więcej (pomijam okres plakatowych wojen).
Czekałam na to, co powiesz, Baggi:) No, i pozbawiłes nas złudzeń, ze tak dobrze i wygodnie jest mieszkać w stolicy. Czytałam niedawno artykuł o czyms w rodzaju rewolucji w miastach, (np. w Nowym Jorku) gdzie wyłaczono część ulic z ruchu samochodowego, poszerzono chodniki, załozono zielence, a wszystko po to, by ludziom było lepiej, by czuli się w miescie po domowemu. Ruch miejski i tak na tym nie ucierpiał, ale to, co zyskali mieszkancy jest bezcenne.
O pomyśle, by tak zagospodarować Nowy Jork słyszałem. Nie wiedziałem, że wprowadzili w życie. Czy wygodne zależy od tego gdzie się mieszka i jakie się ma oczekiwania. Mając doświadczenia z małych miejscowości czy miasteczek mam porównanie w którym zdarzyło mi się turlać to wiem tylko tyle, że tak naprawdę wszystko zależy od mieszkańców. Jakoś nieszczególnie widzę różnicy w tym, że muszę jechać autobusem około 2h do innej części miasta, w której muszę coś załatwić z tym, że ktoś musi ze swojej miejscowości ruszać na podobną wyprawę tylko u niego się wiąże z przekroczeniem granicy powiatu. Z wieloma rzeczami jest po prostu wygodniej. Wybór kina do którego pójść, wybór muzeum, możliwość wyboru chociażby szkoły. Ale z drugiej strony zagraca się przestrzeń, niszczy i likwiduje parki (zieleń), by wybudować kolejne muzeum ku czyjejś pamięci, postawić pomnik, parking, budynek.
Szukałam tego artykułu o zmianach w zagospodarowanu miast i znalazłam. http://wyborcza.pl/jakurzadzicswiat/1,129508,13888952,Niech_odzyja_nasze_miasta.html#MT Bardzo interesująca koncepcja, która daje przewagę pieszym, daje możliwośc i powód, by wyjść z domu na spacer, do kawiarni, itp. Jestem, podobnie, jak Ty, czy Wugi, typowym mieszczuchem z duzego miasta, dzieckiem cywilizacji, które nie wyobraza sobie, że nie ma pod ręką kina, sklepów, muzeum, itp, niezaleznie od tego, czy odwiedzam te miejsca regularnie, czy nie. Jednak z upływem lat zmieniły się moje poglądy na ulubione miejsce we wszechswiecie i teraz bardziej odpowiadałoby mi, gdybym zamieszkała w małym miasteczku, czy wręcz na wsi, byle w przyzwoitej odległosci od sklepu. Takie zagracenie przestrzeni, jakie mamy zafundowane w polskich miastach powoduje, ze ludzie popadają w rózne frustracje, nerwice, a moze nawet choroby psychiczne (trochę moze za daleko posunięty wniosek). Strefy pieszych powinny pojawic się w centrach obowiązkowo!
Oczywiście jednodniowa wizyta to nie to samo co mieszkać w Warszawie. Jak dla mnie ilość wielkopowierzchniowych reklam jest akceptowalna, bo widzę Warszawę dziś i tę dosłownie zalepioną z początków lat dziewięćdziesiątych. Być może kryzys gospodarczy ma tu sporo do powiedzenia, gdyż Kraków też już nie jest już jedną wielką reklamą napojów, proszków do prania i hamburgerów. Co do zieleni to chyba Warszawa wygrywa z wieloma innymi aglomeracjami, a przynajmniej nie odstaje. Wskaźnik terenów zielonych to ok. 25 procent. W wielu miejscach miałem wrażenie, że jestem w Wiedniu. O ile Kraków to jakby Wiedeń w pigułce, to Warszawa można powiedzieć że w skali 1:1. Jako Krakus z dziada pradziada nigdy fanem Warszawy nie będę, ale ogólnie ucieszyłem się, że stolica robi sympatyczne wrażenie.
Baggi, jestem z tych wielkomiejskich, ale dziś za żadną cenę nie wróciłbym do miasta. Mieszkam w miejscu "zabitym dechami", ale paradoksalnie do kina czy teatru jadę krócej niż mój brat codziennie pokonujący kolejne skrzyżowania i korki w drodze z pracy do domu. W małych miasteczkach i na wsi jest zdecydowanie bezpieczniej i wygodniej. Cisza i spokój to jest coś bezcennego.
O, właśnie. Moze kiedyś mieszkanie na wsi było utrapieniem, gdy wydawało się, że jest się odciętym od świata. jednak obecnie nawet w Bieszczadach człowiek ma łączność ze światem, ale jeśli chce, odcina się i rygluje, by pobyć w swojej oazie.
Ależ ja się nie licytuję ;] Z dziką rozkoszą wyprowadziłbym się na bezludzie (z takmi udogodnieniami jak prund, wygódka podłączona do kanalizacji etc.), ale w tej chwili to nie jest realne. Po prostu faktycznie tak mam. W 15 minut jestem w tych miejscach co mnie interesuje jest, ale do "natury" czy rowerem czy metrem jakby nie patrzeć mam 40-50minut jazdy (jako ciekawostka: jednym i drugim :D
Miasta i tak będą się rozrastac, zauważ, ile w ostatnich latach przybyło terenów, ile włączono małych miejscowosci w rejon Warszawy..? Miasto pęcznieje, bo jego rozwój powoduje, że ludzi przybywa coraz więcej, a to się wzajemnie nakręca. Jednak, gdy mieszka się w centrum, żeby wydostac się na upragnione łono natury, przechodzi się swoistą ściezkę przetrwania;) Własnie za mało jest oddechu w centrum miasta. Btw. takim oddechem dla Nowego Jorku jest chociazby Central park, olbrzymi kompleks zieleni w samym środku Manhattanu.
Dzięki temu dysonansowi dostrzegam CZAS... lubię takie zestawienia.
OdpowiedzUsuńJa też lubię.
UsuńWszystko mija, nie ma od tego odwrotu.
"Przemijanie ma sens", jak to pięknie opisała Malgosia http://poetroses.wordpress.com/2013/05/09/ma-sens/
HA! Byłaś w fajnym miejscu ;]
OdpowiedzUsuńA jakże:) Na ostatnim piętrze budynku na Nowogrodzkiej:)
UsuńWiem ^^ ( no może nie dokładnie na którym piętrze :D
UsuńPiąte piętro:) Czasem mnie tam niesie;)
UsuńJedno stare,drugie niewiele młodsze. Za to oba jednakowo szpetne :D
OdpowiedzUsuńSporo masz racji, Urdenie. Ale o ile to starsze wielu ludzi nazywało kiedyś swoim domem, czuło się w nim dobrze, bezpiecznie, tęskniło za nim, to na słynny pałac niejeden nie może patrzeć;)
UsuńŚwietnie wyszło Ci to zdjęcie Goldi! :)))
OdpowiedzUsuńEndzi, dzięki:) Nie mogłam się oprzeć, gdy zobaczyłam taki widok za oknem:)
UsuńNiesamowity kontrast! :-)
OdpowiedzUsuńTez tak uwazam:) Lubię wyłapywac takie zestawienia:)
UsuńOglądanie starych, zaniedbanych kamienic, popadających w ruinę, wywołuje u mnie refleksję o przemijaniu, ale też o niegospodarskiej opiece i powikłaniach w finansowaniu użytkowania.
OdpowiedzUsuńTak, Krzysiu, podobne refleksje mnie też przychodzą do głowy, gdy patrzę na podobne ruiny. Lata zaniedbań, brak należytej konserwacji, a często lekceważenie jej, bo to przecież "państwowe", czyli niczyje.
UsuńJest powiedzenie: "Pańskie oko konia tuczy" i sprawdza się ono w 100%!
Tak czy siak szczerze powiem, że przez ostatnie lata Warszawa wyładniała. Chyba jest mniej krzykliwych reklam wielkopowierzchniowych, dużo więcej zieleni - to w porównaniu do obrazów zatrzymanych kiedyś w pamięci.
OdpowiedzUsuńNo i oznaki kryzysu: sporo ogłoszeń typu sprzedam lokal, do wynajęcia, etc.
Mimo kryzysu i tak się podobno najlepiej żyje w Warszawie. Wg jakichś badań okazało się, że najlepsze możliwości mają mieszkancy Warszawy, ale z drugiej strony - to tylko statystyki, a statystyki nie oddają prawdziwego obrazu.
UsuńWięcej "plastykowych" budynków, coraz mniej przestrzeni i zdecydowanie mniej zieleni. Reklam jest za to coraz więcej (pomijam okres plakatowych wojen).
UsuńCzekałam na to, co powiesz, Baggi:) No, i pozbawiłes nas złudzeń, ze tak dobrze i wygodnie jest mieszkać w stolicy.
UsuńCzytałam niedawno artykuł o czyms w rodzaju rewolucji w miastach, (np. w Nowym Jorku) gdzie wyłaczono część ulic z ruchu samochodowego, poszerzono chodniki, załozono zielence, a wszystko po to, by ludziom było lepiej, by czuli się w miescie po domowemu. Ruch miejski i tak na tym nie ucierpiał, ale to, co zyskali mieszkancy jest bezcenne.
O pomyśle, by tak zagospodarować Nowy Jork słyszałem. Nie wiedziałem, że wprowadzili w życie.
OdpowiedzUsuńCzy wygodne zależy od tego gdzie się mieszka i jakie się ma oczekiwania. Mając doświadczenia z małych miejscowości czy miasteczek mam porównanie w którym zdarzyło mi się turlać to wiem tylko tyle, że tak naprawdę wszystko zależy od mieszkańców. Jakoś nieszczególnie widzę różnicy w tym, że muszę jechać autobusem około 2h do innej części miasta, w której muszę coś załatwić z tym, że ktoś musi ze swojej miejscowości ruszać na podobną wyprawę tylko u niego się wiąże z przekroczeniem granicy powiatu. Z wieloma rzeczami jest po prostu wygodniej. Wybór kina do którego pójść, wybór muzeum, możliwość wyboru chociażby szkoły. Ale z drugiej strony zagraca się przestrzeń, niszczy i likwiduje parki (zieleń), by wybudować kolejne muzeum ku czyjejś pamięci, postawić pomnik, parking, budynek.
Szukałam tego artykułu o zmianach w zagospodarowanu miast i znalazłam. http://wyborcza.pl/jakurzadzicswiat/1,129508,13888952,Niech_odzyja_nasze_miasta.html#MT
UsuńBardzo interesująca koncepcja, która daje przewagę pieszym, daje możliwośc i powód, by wyjść z domu na spacer, do kawiarni, itp.
Jestem, podobnie, jak Ty, czy Wugi, typowym mieszczuchem z duzego miasta, dzieckiem cywilizacji, które nie wyobraza sobie, że nie ma pod ręką kina, sklepów, muzeum, itp, niezaleznie od tego, czy odwiedzam te miejsca regularnie, czy nie. Jednak z upływem lat zmieniły się moje poglądy na ulubione miejsce we wszechswiecie i teraz bardziej odpowiadałoby mi, gdybym zamieszkała w małym miasteczku, czy wręcz na wsi, byle w przyzwoitej odległosci od sklepu. Takie zagracenie przestrzeni, jakie mamy zafundowane w polskich miastach powoduje, ze ludzie popadają w rózne frustracje, nerwice, a moze nawet choroby psychiczne (trochę moze za daleko posunięty wniosek). Strefy pieszych powinny pojawic się w centrach obowiązkowo!
Oczywiście jednodniowa wizyta to nie to samo co mieszkać w Warszawie. Jak dla mnie ilość wielkopowierzchniowych reklam jest akceptowalna, bo widzę Warszawę dziś i tę dosłownie zalepioną z początków lat dziewięćdziesiątych. Być może kryzys gospodarczy ma tu sporo do powiedzenia, gdyż Kraków też już nie jest już jedną wielką reklamą napojów, proszków do prania i hamburgerów. Co do zieleni to chyba Warszawa wygrywa z wieloma innymi aglomeracjami, a przynajmniej nie odstaje. Wskaźnik terenów zielonych to ok. 25 procent.
OdpowiedzUsuńW wielu miejscach miałem wrażenie, że jestem w Wiedniu. O ile Kraków to jakby Wiedeń w pigułce, to Warszawa można powiedzieć że w skali 1:1.
Jako Krakus z dziada pradziada nigdy fanem Warszawy nie będę, ale ogólnie ucieszyłem się, że stolica robi sympatyczne wrażenie.
Baggi, jestem z tych wielkomiejskich, ale dziś za żadną cenę nie wróciłbym do miasta. Mieszkam w miejscu "zabitym dechami", ale paradoksalnie do kina czy teatru jadę krócej niż mój brat codziennie pokonujący kolejne skrzyżowania i korki w drodze z pracy do domu. W małych miasteczkach i na wsi jest zdecydowanie bezpieczniej i wygodniej. Cisza i spokój to jest coś bezcennego.
OdpowiedzUsuńO, właśnie. Moze kiedyś mieszkanie na wsi było utrapieniem, gdy wydawało się, że jest się odciętym od świata. jednak obecnie nawet w Bieszczadach człowiek ma łączność ze światem, ale jeśli chce, odcina się i rygluje, by pobyć w swojej oazie.
UsuńAleż ja się nie licytuję ;] Z dziką rozkoszą wyprowadziłbym się na bezludzie (z takmi udogodnieniami jak prund, wygódka podłączona do kanalizacji etc.), ale w tej chwili to nie jest realne. Po prostu faktycznie tak mam. W 15 minut jestem w tych miejscach co mnie interesuje jest, ale do "natury" czy rowerem czy metrem jakby nie patrzeć mam 40-50minut jazdy (jako ciekawostka: jednym i drugim :D
OdpowiedzUsuńMiasta i tak będą się rozrastac, zauważ, ile w ostatnich latach przybyło terenów, ile włączono małych miejscowosci w rejon Warszawy..?
UsuńMiasto pęcznieje, bo jego rozwój powoduje, że ludzi przybywa coraz więcej, a to się wzajemnie nakręca.
Jednak, gdy mieszka się w centrum, żeby wydostac się na upragnione łono natury, przechodzi się swoistą ściezkę przetrwania;) Własnie za mało jest oddechu w centrum miasta.
Btw. takim oddechem dla Nowego Jorku jest chociazby Central park, olbrzymi kompleks zieleni w samym środku Manhattanu.