czwartek, 9 maja 2013

Warszawski pejzaż

Zetknięcie przeszłości z teraźniejszością. Z ruin wynurza się pałac...

Dysonans między obrazem starej i nowej Warszawy.


25 komentarzy:

  1. Dzięki temu dysonansowi dostrzegam CZAS... lubię takie zestawienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię.
      Wszystko mija, nie ma od tego odwrotu.
      "Przemijanie ma sens", jak to pięknie opisała Malgosia http://poetroses.wordpress.com/2013/05/09/ma-sens/

      Usuń
  2. HA! Byłaś w fajnym miejscu ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakże:) Na ostatnim piętrze budynku na Nowogrodzkiej:)

      Usuń
    2. Wiem ^^ ( no może nie dokładnie na którym piętrze :D

      Usuń
    3. Piąte piętro:) Czasem mnie tam niesie;)

      Usuń
  3. Jedno stare,drugie niewiele młodsze. Za to oba jednakowo szpetne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo masz racji, Urdenie. Ale o ile to starsze wielu ludzi nazywało kiedyś swoim domem, czuło się w nim dobrze, bezpiecznie, tęskniło za nim, to na słynny pałac niejeden nie może patrzeć;)

      Usuń
  4. Świetnie wyszło Ci to zdjęcie Goldi! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Endzi, dzięki:) Nie mogłam się oprzeć, gdy zobaczyłam taki widok za oknem:)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Tez tak uwazam:) Lubię wyłapywac takie zestawienia:)

      Usuń
  6. Oglądanie starych, zaniedbanych kamienic, popadających w ruinę, wywołuje u mnie refleksję o przemijaniu, ale też o niegospodarskiej opiece i powikłaniach w finansowaniu użytkowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Krzysiu, podobne refleksje mnie też przychodzą do głowy, gdy patrzę na podobne ruiny. Lata zaniedbań, brak należytej konserwacji, a często lekceważenie jej, bo to przecież "państwowe", czyli niczyje.
      Jest powiedzenie: "Pańskie oko konia tuczy" i sprawdza się ono w 100%!

      Usuń
  7. Tak czy siak szczerze powiem, że przez ostatnie lata Warszawa wyładniała. Chyba jest mniej krzykliwych reklam wielkopowierzchniowych, dużo więcej zieleni - to w porównaniu do obrazów zatrzymanych kiedyś w pamięci.
    No i oznaki kryzysu: sporo ogłoszeń typu sprzedam lokal, do wynajęcia, etc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo kryzysu i tak się podobno najlepiej żyje w Warszawie. Wg jakichś badań okazało się, że najlepsze możliwości mają mieszkancy Warszawy, ale z drugiej strony - to tylko statystyki, a statystyki nie oddają prawdziwego obrazu.

      Usuń
    2. Więcej "plastykowych" budynków, coraz mniej przestrzeni i zdecydowanie mniej zieleni. Reklam jest za to coraz więcej (pomijam okres plakatowych wojen).

      Usuń
    3. Czekałam na to, co powiesz, Baggi:) No, i pozbawiłes nas złudzeń, ze tak dobrze i wygodnie jest mieszkać w stolicy.
      Czytałam niedawno artykuł o czyms w rodzaju rewolucji w miastach, (np. w Nowym Jorku) gdzie wyłaczono część ulic z ruchu samochodowego, poszerzono chodniki, załozono zielence, a wszystko po to, by ludziom było lepiej, by czuli się w miescie po domowemu. Ruch miejski i tak na tym nie ucierpiał, ale to, co zyskali mieszkancy jest bezcenne.

      Usuń
  8. O pomyśle, by tak zagospodarować Nowy Jork słyszałem. Nie wiedziałem, że wprowadzili w życie.
    Czy wygodne zależy od tego gdzie się mieszka i jakie się ma oczekiwania. Mając doświadczenia z małych miejscowości czy miasteczek mam porównanie w którym zdarzyło mi się turlać to wiem tylko tyle, że tak naprawdę wszystko zależy od mieszkańców. Jakoś nieszczególnie widzę różnicy w tym, że muszę jechać autobusem około 2h do innej części miasta, w której muszę coś załatwić z tym, że ktoś musi ze swojej miejscowości ruszać na podobną wyprawę tylko u niego się wiąże z przekroczeniem granicy powiatu. Z wieloma rzeczami jest po prostu wygodniej. Wybór kina do którego pójść, wybór muzeum, możliwość wyboru chociażby szkoły. Ale z drugiej strony zagraca się przestrzeń, niszczy i likwiduje parki (zieleń), by wybudować kolejne muzeum ku czyjejś pamięci, postawić pomnik, parking, budynek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukałam tego artykułu o zmianach w zagospodarowanu miast i znalazłam. http://wyborcza.pl/jakurzadzicswiat/1,129508,13888952,Niech_odzyja_nasze_miasta.html#MT
      Bardzo interesująca koncepcja, która daje przewagę pieszym, daje możliwośc i powód, by wyjść z domu na spacer, do kawiarni, itp.
      Jestem, podobnie, jak Ty, czy Wugi, typowym mieszczuchem z duzego miasta, dzieckiem cywilizacji, które nie wyobraza sobie, że nie ma pod ręką kina, sklepów, muzeum, itp, niezaleznie od tego, czy odwiedzam te miejsca regularnie, czy nie. Jednak z upływem lat zmieniły się moje poglądy na ulubione miejsce we wszechswiecie i teraz bardziej odpowiadałoby mi, gdybym zamieszkała w małym miasteczku, czy wręcz na wsi, byle w przyzwoitej odległosci od sklepu. Takie zagracenie przestrzeni, jakie mamy zafundowane w polskich miastach powoduje, ze ludzie popadają w rózne frustracje, nerwice, a moze nawet choroby psychiczne (trochę moze za daleko posunięty wniosek). Strefy pieszych powinny pojawic się w centrach obowiązkowo!

      Usuń
  9. Oczywiście jednodniowa wizyta to nie to samo co mieszkać w Warszawie. Jak dla mnie ilość wielkopowierzchniowych reklam jest akceptowalna, bo widzę Warszawę dziś i tę dosłownie zalepioną z początków lat dziewięćdziesiątych. Być może kryzys gospodarczy ma tu sporo do powiedzenia, gdyż Kraków też już nie jest już jedną wielką reklamą napojów, proszków do prania i hamburgerów. Co do zieleni to chyba Warszawa wygrywa z wieloma innymi aglomeracjami, a przynajmniej nie odstaje. Wskaźnik terenów zielonych to ok. 25 procent.
    W wielu miejscach miałem wrażenie, że jestem w Wiedniu. O ile Kraków to jakby Wiedeń w pigułce, to Warszawa można powiedzieć że w skali 1:1.
    Jako Krakus z dziada pradziada nigdy fanem Warszawy nie będę, ale ogólnie ucieszyłem się, że stolica robi sympatyczne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Baggi, jestem z tych wielkomiejskich, ale dziś za żadną cenę nie wróciłbym do miasta. Mieszkam w miejscu "zabitym dechami", ale paradoksalnie do kina czy teatru jadę krócej niż mój brat codziennie pokonujący kolejne skrzyżowania i korki w drodze z pracy do domu. W małych miasteczkach i na wsi jest zdecydowanie bezpieczniej i wygodniej. Cisza i spokój to jest coś bezcennego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie. Moze kiedyś mieszkanie na wsi było utrapieniem, gdy wydawało się, że jest się odciętym od świata. jednak obecnie nawet w Bieszczadach człowiek ma łączność ze światem, ale jeśli chce, odcina się i rygluje, by pobyć w swojej oazie.

      Usuń
  11. Ależ ja się nie licytuję ;] Z dziką rozkoszą wyprowadziłbym się na bezludzie (z takmi udogodnieniami jak prund, wygódka podłączona do kanalizacji etc.), ale w tej chwili to nie jest realne. Po prostu faktycznie tak mam. W 15 minut jestem w tych miejscach co mnie interesuje jest, ale do "natury" czy rowerem czy metrem jakby nie patrzeć mam 40-50minut jazdy (jako ciekawostka: jednym i drugim :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miasta i tak będą się rozrastac, zauważ, ile w ostatnich latach przybyło terenów, ile włączono małych miejscowosci w rejon Warszawy..?
      Miasto pęcznieje, bo jego rozwój powoduje, że ludzi przybywa coraz więcej, a to się wzajemnie nakręca.
      Jednak, gdy mieszka się w centrum, żeby wydostac się na upragnione łono natury, przechodzi się swoistą ściezkę przetrwania;) Własnie za mało jest oddechu w centrum miasta.
      Btw. takim oddechem dla Nowego Jorku jest chociazby Central park, olbrzymi kompleks zieleni w samym środku Manhattanu.

      Usuń