poniedziałek, 31 stycznia 2011

Los Angeles z kokpitu samolotu

Obejrzyjcie ten film!  Koniecznie na całym ekranie! Jest przepiękny, nie mogłam się oprzeć, by się nim nie podzielić z Wami!!
Cudowne światła Los Angeles, fantastyczne kolory nieba, zachód słońca, Pacyfik...
Teraz już wiecie, dlaczego tak lubię latać samolotami...:)))






Enhanced by Zemanta

piątek, 28 stycznia 2011

Sushi

Bardzo lubię sushi. Pierwszy raz jadłam je nie w Polsce, nie w żadnym z krajów Wschodu, wprost przeciwnie - w USA. Sushi było wykonane w domu, własnoręcznie przez mojego Kolegę, który nota bene jest wspaniałym kucharzem i smakoszem:) Mówi się, że mężczyźni mają ten wspaniały, wielopłaszczyznowy smak, że rozpoznają o wiele więcej w kompozycjach smakowych, niż kobiety. Możliwe, że to prawda. Właściwie, to nie kojarzę żadnej mistrzyni kuchni w światowych restauracjach, ale może dlatego, że mężczyźni mają większą siłę przebicia? I może dlatego, że świat biznesu to jednak męski świat? Myślę, że jest to splot wielu czynników, ale.. Wracajmy do sushi..:)
Sushi tak naprawdę pochodzi z Chin, a nie z Japonii, ale - jak to się często w historii już zdarzało - ktoś inspirował, a ktoś wykorzystywał;) Tu mamy, oczywiście, skalę narodową, a nie podpatrzenie, co mały Pimpek wymyśla;) Zatem... od czego się to wszystko zaczęło? Kiedy i jak powstała ta tradycja? I dlaczego mówimy, że sushi to Japonia, skoro ma swe początki w Chinach? Tak naprawdę wszystko zaczęło się od konserwowania ryb, czyli od nare-zushi. Mniej więcej w IV w p.n.e. wymyślono sposób na konserwowanie ryb, polegający na na naprzemiennym ułożeniu ryb i ryżu w drewnianej beczce, po czym na samym wierzchu umieszczany był głaz, aby ryba lepiej uległa konserwacji. Po 6 miesiącach jedzono rybę, a ryż wyrzucano. Sytuacja uległa zmianie, gdy znani z niecierpliwości Japończycy, nie chcieli czekać aż tak długo. W ciągu następnych lat do ryżu zaczęto dodawać octu, co przyspieszało proces konserwowania ryby. Potrawę taką nazwano seisei-zushi. Zaczęto też wtedy stosować oprócz surowej ryby także warzywa, owoce morza, ale i tak potrawa ta niewiele przypominała współczesne sushi.
W XIX wieku, w Tokio, za sprawą Yohei Hanaki, właściciela ulicznego straganu z jedzeniem narodziło się proste danie, znane jako nigiri-sushi. Był to kawałek ryby podany na ręcznie ugniecionej kulce ryżu. Nigiri-sushi bardzo szybko stało się bardzo popularne, gdyż niezbyt zamożni i już wtedy zabiegani mieszkańcy nie mieli czasu na przygotowanie odpowiedniego posiłku. Sushi stało się czymś w rodzaju fast-fooda, sprzedawanego w przydrożnych, tanich barach. Nie było to danie wykwintne, ale wręcz przeciwnie - danie niezamożnych. Z czasem to się zmieniło, gdy ludzie  wyższych klas dostrzegli w tym daniu coś oryginalnego, zapożyczyli je i udoskonalili. Po II wojnie światowej nastąpiła kolejna zmiana w sushi, odkryto bowiem, że znakomicie komponuje się z wodorostami nori. Dzięki temu powstały: maki-sushi czy temaki-sushi.Obecnie mamy całą gamę odmian sushi, których głównym składnikiem jest surowa ryba, owoce morza, ale i grzyby shitake, naleśniki japońskie,  avocado, papryka, ogórek itp... Jest to danie uznane nie tylko za eleganckie i wykwintne, ale i zdrowe. Natomiast, co ciekawe, współcześni Japończycy bardziej zwracają się ku zachodnim "specjałom" typu hamburger, niż doceniają własną tradycję. A szkoda...



A to moja wczorajsza uciecha:)

piątek, 21 stycznia 2011

Inna Dominikana

Kontynuując temat Dominikany warto pokazać jeszcze jej inną stronę. Zwyczajne, niepolukrowane życie. Wprawdzie nie miałam okazji tam pomieszkać, a zdjęcia zrobione są podczas kilku wypadów w głąb wyspy, ale i tak więcej widać, niż w hotelowych kondominiach. Mieszkańcy Dominikany są w większości mniej lub bardziej ciemnoskórzy. Ciekawostką jest to, że niektórzy z nich mają.... niebieskie lub zielone oczy!! Właściwie ani niebieskie, ani szare, lecz jakby wpadające w granat. Miałam okazję spotkać takiego Dominikańczyka i przyznam, że jest to nad wyraz zadziwiające! Możliwe, że we krwi niebiesko-, czy zielonookich Dominikanczyków jest polska domieszka, gdyż nasi rodacy mieli swój wkład w zasiedlenie wyspy.
Po tragicznej klęsce Napoleona w Rosji w 1813 r. oddziały polskie, które wiernie walczyły u jego boku, w obawie przed represjami ze strony zaborców, uciekły razem z dyktatorem do Francji. Tam Napoleon postanowił wykorzystać polskie korpusy w jakimś zbożnym celu, oczywiście służącym Francji, dlatego wysłał je do tłumienia powstań na Haiti, francuskiej kolonii. Walki, które Polacy tam stoczyli z haitańskimi powstańcami były bardzo krwawe, mało kto z polskiej załogi w ogóle stamtąd powrócił. Reszta Polaków osiedliła się na Hispanioli (tak nazywano wyspę) i wiadomo, geny poszły w świat..:) Do dziś można spotkać zwłaszcza na Haiti polskobrzmiące nazwiska!
Mieszkańcy Dominikany są niezwykle otwarci i życzliwi. Odpowiedzą na każde pytanie, nawet, jak do końca nie znają odpowiedzi;) ale przynajmniej próbują. Ciężko pracują, by zarobić na utrzymanie licznych rodzin, ale czasem ma się wrażenie, ze ta praca to dla nich rozrywka. Gdy tylko jest okazja, tańczą, śpiewają.
Co kraj to obyczaj. Trynidad ma swoje calypso, Jamajka reggae, a Dominikana słynie z merengue. Mawiają, że merengue to taniec niewolników, ludzi, którzy mieli kajdany na nogach...Merengue był pełen swawoli, energii i zmysłowości, ale był również przejawem buntu. Może dlatego podczas tańczenia merengue stopy prawie nie odrywają się od podłogi i niewiele się przesuwają, cała uwaga tańczącego koncentruje się na ruchach biodrami.
Mówi się, że Dominikana jest krajem bezpiecznym. Do pewnego stopnia to prawda. W hotelowych enklawach turyści mogą czuć się bezpiecznie, ale co innego w większych ośrodkach miejskich, jak np. w Santo Domingo, stolicy wyspy. Jednakże na tle Karaibów Dominikana jawi się naprawdę spokojnym i bezpiecznym państwem (czego nie można powiedzieć o Haiti i Jamajce).
Na filmie jest kilka zdjęć, gdzie widać, jak rzeźnik dzieli mięso. Wszystko to odbywa się na ulicy, w warunkach mało wspólnych z higieną. Potem to podzielone na części mięso wystawiane jest na sprzedaż przed sklepami i wisi sobie, czekając na nabywców. Na Dominikanie nie ma czegoś takiego, jak Inspekcja Sanitarna, która kontroluje warunki, w jakich przechowywana jest żywność. Zastanawiałam się, jakież to mięso podawane jest w hotelach? Czy to z miejskich kramików? Okazuje się, że mięso dla turystów jest sprowadzane z Argentyny, która ma określone przepisy sanitarne, zaakceptowane przez zagranicznych właścicieli hoteli. Zapomniałam dodać, że znakomita większość hoteli, stacji benzynowych, fabryk, jest w obcych rękach, nie należy do Dominikańczyków. Najczęściej takimi rekinami finansowymi są Majorkanczycy, ale i Amerykanie, Holendrzy...:)
Ciekawostką jest to, że na Dominikanie, w jej północnej części odkryto najbogatsze na świecie... złoża bursztynu!!! Występuje też tam minerał zwany larimar - jedyny na świecie, przepiękny, błękitny kamień, mylony z turkusem.
Uniwersalnym napojem - na wszystkie dolegliwości, bóle, ale i na dobry nastrój, jako afrodyzjak - jest Mama Juana. Jest to specjalna nalewka z rumu na ziołach, przygotowana w specjalny sposób i odpowiednich proporcjach - rum, czerwone wino i miód. Jest kilka sposobów sporządzania Mamajuany, niektórzy nie dodają wina, inni najpierw zalewają winem, a po paru dniach wylewają je i dodają rum i miód. W sklepach można kupić już gotową nalewkę, albo butelkę z suchymi ziołami i samemu przyrządzić napój.
Z Dominikany przywozi się też rum - najlepszy rum dominikański jest zawsze na literę B.
Znakomite są też cygara dominikańskie. Ale, jak i na Kubie, trzeba uważać na podróbki:)
Kawa - należy do wyjątkowych. A jak kto lubi to może kupić przepiękne rzeźby, czy obrazy - do wyboru, do koloru:)


Enhanced by Zemanta

środa, 19 stycznia 2011

Altos de Chavon - wioska artystów na Dominikanie

Wiem, miał być innym wpis, ta brzydsza strona Dominikany, prawdziwa i przyszarzona. Ale zanim ją pokażę, chciałabym przebyć jeszcze raz kilka ścieżek, które zachwyciły mnie swoim kolorytem i pięknem. Ze zdjęć, które zrobiłam podczas wycieczki do Altos De Chavon powstał filmik, który można zobaczyć poniżej.
Altos de Chavon, wioska artystów, wykuta w koralowcu. Zbudowana została w latach 70-ych XX wieku na wzór andaluzyjskiej wioski z XIV wieku. Jest to spełnione marzenie byłego prezydenta amerykańskiej kompanii cukrowniczej Gulf & Western, Charlesa Bluhdorna, który  ofiarował tę wioskę swojej córce Mercedes. W Altos mieszkają artyści z całego świata, którzy znajdują tu inspiracje dla swoich dzieł. Ich prace można zakupić w licznych sklepikach i galeriach. W Altos de Chavon znajduje się prestiżowa szkoła artystyczna na poziomie uniwersyteckim, wspólpracująca na stałe z nowojorską Parsons The New School for Design.Wioska jest przepięknie zaprojektowana, ma maleńkie, kręte uliczki, placyki i fontanny, eleganckie butiki i restauracje, wieczorem z kościelnego placu można podziwiać widok na rzekę Rio Chavon. Mało kto wie, że rzeka ta posłużyła jako plener m.in. do filmów  "Czas Apokalipsy" i "Rambo". Centralnym punktem miasteczka jest kościół San Estanislao, gdzie znajduje się grób polskiego świętego Stanisława. Papież Jan Paweł II poświęcił to miejsce w roku 1979.
Wśród artystów i prominentów panuje moda na zawieranie ślubów w tym kościele.
Niedaleko znajduje się też amfiteatr, gdzie 5000 ludzi może podziwiać i słuchać znanych artystów - występowali tam: Frank Sinatra, Santana, Julio Iglesias, Erasure, Andrea Bocelli, Duran Duran i wielu innych.
Wycieczka nie zakończyła się w tej wiosce, był to jeden z jej etapów. Rzeką Rio Chavon płynęliśmy miniparowcem do jej ujścia do morza. Mijalismy lasy namorzynowe, a u ujścia rzeki przesiedliśmy się na szybką łódź, która - z małym przystankiem na kąpiel na mieliźnie z pokruszonych muszelek - zawiodła nas na fantastyczną wyspę Saona. Odpoczynek pod palmami i absolutnie bezkarne lenistwo!:)
Dominikana ma ponad 1 000 mil cudownych, szerokich, w większości białych plaż. Plaża od Punta Cana do Bavaro jest uważana za najdłuższą plażę na Karaibach.
I czy po takich wiadomościach nie zrobiło nam się cieplej i weselej?:)

Enhanced by Zemanta

niedziela, 16 stycznia 2011

Gdynia jest debest!

Bardzo lubię spędzić w Gdyni choć parę dni latem. Dla mnie to miasto ma swój bezsprzeczny urok. Już kiedyś stwierdziłam, że chciałabym tam mieszkać, odpowiada mi energetyka tego miejsca, położenie, przestrzeń, tam się oddycha.. Ze zdjęć zrobionych latem 2008 zrobiłam krótki film do utworu Didulyi "Morze". I właśnie teraz sobie pożeglujemy...

wtorek, 11 stycznia 2011

Dominikana - raj na Ziemi!


  
Tak nieciekawie ostatnio za oknem, brak kolorów, brak ciepła.. Zatęskniłam za słońcem...!
Bo są takie miejsca na Ziemi, gdzie sama ich nazwa wywołuje uśmiech: Karaiby, a wśród nich Dominikana, z pewnością do nich należą.
Co z tego, że Dominikana jest bardzo biedną republiką. I tak przylgnęło do niej określenie raju na Ziemi!
Jest w niej coś, co powoduje przypływ pozytywnej energii, dobry nastrój, chęć pokręcenia się w rytmie merengue i zanucenia wesołej nutki. Bo nie bogactwa materialne, nie ilość domów, samochodów, czy zer na koncie są miarą szczęścia. Jest to stan długotrwałego zadowolenia, (jak określił prof. Tatarkiewicz).
Ludzie na Dominikanie ciężko pracują za symboliczne pensje, bywa, że jedna osoba zatrudniona w turystyce utrzymuje całą liczną rodzinę! Ale czy są nieszczęśliwi? a czy nieszczęśliwi tańczą? śpiewają? bawią się? nie. Potrzeby tych ludzi nie są wygórowane, dach nad głową sklecają Dominikańczycy z tego, co pod ręką.
Jednocześnie
bywa, że na ścianie bardzo skromnej chatki obitej blachą falistą wisi wypasiona "satelitka", a przed drzwiami domu stoi całkiem dobry samochód, czy motocykl. Na podwórku bawią się dzieci, zazwyczaj bardzo liczna gromadka, ich zabawki to nie tylko patyczki i kamyczki, ale komórki i gry elektroniczne. Świat pełen kontrastów cywilizacyjnych.
Ponad rok temu byłam na tej rajskiej wyspie i podzieliłam się potem takimi refleksjami:


Chyba nigdzie na świecie czas nie płynie tak przyjemnie i leniwie, jak na Karaibach. Tam ludzie żyją tym, co przynosi im dzień, mało zaś patrzą na to, co jutro może dać. Nie znają co to zima, więc nie gromadzą zapasów;) I choć są przeważnie biedni to i tak mają radość w sercu i uśmiech na twarzy.
Życie upływa im w rytmie merengue i bachata, choć może to z pozoru wydawać się zbytnim uproszczeniem.
Ogromne są dysproporcje między bogaczami, których jest znikomy procent, a resztą społeczeństwa, nie mającą nic prócz codziennych radości i trosk, a mimo to nikt nie wznieca rewolucji. Bo życie ma tam inny smak, bieda nie zawsze oznacza nieszczęście.
Jako ciekawostkę podam, ze na Dominikanie wielką popularnością cieszą się hotele na godziny, czyli cabaña (kabańja) - mają niezwykłe nazwy, np. "Zakręt miłości", "Przystań kochania" i mniej wybredne nazwy, których nie przytoczę;)
Nie są to jednak domy schadzek, czy jakieś agencje towarzyskie - wprost przeciwnie, najczęściej hoteliki odwiedzane są przez pary małżeńskie, które pragną zaznać intymności. Mają zapewnioną anonimowość, gdyż nie ma tam typowej recepcji, do hoteliku wjeżdża się samochodem przez garaż. Tam zostawia się auto, a goście wchodzą bezpośrednio do pokoju. Zanim jednak zajmą się sobą otwiera się małe okienko i pojawia się w nim ręka właściciela lub pracownika hotelu z żądaniem zapłaty. Pada tylko pytanie, czy goście wynajmują pokój na 4 godziny, czy na całą noc i czy potrzebne są im różne gadżety. Jeśli tak, to cennik gadżetów wisi tuż obok na ścianie.
Jak podają statystyki (wierzyć, nie wierzyć? ) aż 60% populacji Dominikany jest poczęte w takich właśnie hotelikach...
A teraz popatrzmy na zdjęcia, jest w nich ciepło białych plaż i szmaragdowych wód Morza Karaibskiego...


Enhanced by Zemanta